SzklanySamuraj.pl

Nie gnać na złamanie karku za pieniędzmi, robić to co się kocha i czerpać z życia pełnymi garściami? Nie wiem jak z Tobą, ale mnie to przekonuje! Mentalne Bieszczady to mój cel!

Dzisiejsze czasy fundują nam dwie postawy do jakich powinniśmy dążyć. Jedną z nich jest dobra posada w dużej korporacji i pensja, która pozwala na spełnianie swoich zachcianek oraz dostatnie życie. To jest zdecydowanie popularniejszy wybór, ale jest też druga opcja. Według niej powinniśmy rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady, co jest synonimem nie uganiania się na siłę za pieniądzem i robieniem tego na co ma się ochotę. Mimo bycia blogerem, który chce zarabiać na życie dzięki swojej pasji nie mogę powiedzieć, że jestem oddany w pełni tej drugiej postawie, a jest to spowodowane jednym ważnym czynnikiem.

Lubię pieniądze!

Już tak długo pracuję z pewną ideą, która ukryta jest w mojej głowie, że nie mógłbym chyba wrócić do „normalnej” pracy. To aktualnie jest dla mnie priorytet i wszystko co robię, ma pomóc mi rozwijać moją pasję. Nie jestem żadnym geniuszem pióra, więc jakikolwiek sukces okupiony jest ogromną ilością czasu i sporym wysiłkiem z mojej strony. Wyznacznikiem tego czy zmierzam w odpowiednim kierunku są pieniądze. Im zarabiam ich więcej, tym jestem bardziej przekonany, że ten wybór nie jest głupią zachcianką dużego dzieciaka, ale konkretnym planem, który mogę zrealizować.

Udaje mi się to, dzięki coraz intensywniejszej pracy. To pozwala mi zarabiać więcej – co bardzo mnie cieszy – ale przez to już nie raz wpadłem w wir pisania kolejnych tekstów, którego motywacją była kasa. Jeśli dostawałem jakieś dodatkowe zlecenie to szybko kalkulowałem sobie czy dam radę i jeśli nie przekraczało ono bardzo moich możliwości to decydowałem się bez wahania. Nie wiem czy to dobre podejście. Przez takie wybory często siedzę po nocach nad tekstami, a i w ciągu dnia nie mogę narzekać na brak zajęć. Regularnie mój plan dnia wyglądał tak, że zaraz po przebudzenia siadałem do klawiatury, a i ostatnią rzeczą jaką widziałem przed snem były setki literek na monitorze.

Przeważnie to nie tytułowe Bieszczady były moim wymarzonym miejscem, gdzie chciałbym zagubić się na kilka miesięcy. One są synonimem życia po swojemu, bez pośpiechu i wiecznego głodu pieniędzy. Ludzie pracujący w korpo, którzy swoje życie podporządkowują kasie, są jak narkomani, którzy muszą w każdym miesiącu wyrobić normę. Bez tego będzie źle. Ja nie raz patrzyłem na swoje konto w banku i ze smutkiem stwierdzałem, że w tym miesiącu nie będę mógł sobie pozwolić na zbyt wiele. Czułem się wtedy jak nałogowiec, któremu odebrano ukochaną rzecz.

Nie wiem czy to jest zdrowa postawa. Jest ona promowana przez społeczeństwo, w którym wyznacznikiem sukcesu są pieniądze. Mogę wymyślić sobie najdurniejszy zawód na świecie, ale jeśli dzięki niemu będę zarabiać górę pieniędzy, inni będą to szanować. Nie wartościuję ludzi w ten sposób, ale wiem, że moje blogowanie postrzegane jest właśnie przez pryzmat pieniędzy. Gdy zarabiałem na tym bardzo mało to niemal każdy powtarzał mi jak wielka to jest głupota. Teraz jest już lepiej i niektórzy ze znajomych zmieniają zdanie na temat mojego pisania. Za rok lub dwa reszta też przyzna mi rację, ponieważ na moim koncie będzie dużo więcej zer. Staram się na to ciężko pracować i wiem, że to dla mnie jedyna opcja, ale czasem zastanawiam się…

DSC_0085

A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?

Jeśli śledzicie mojego Instagrama/Facebooka to wiecie, że w wakacje byłem na obozie harcerskim nad morzem, gdzie pełniłem rolę opiekuna chmary dzieciaków, co nie jest zadaniem łatwym. Codziennie – czy tego chcę, czy nie – musiałem wstawać z samego rana i przez cały dzień byłem na nogach. Nie było mowy o zmęczeniu, braku odpowiedniego humoru czy jakimś widzimisię. Praca wychowawcy to zajęcie, które zajmowało mi 24 godziny na dobę. Pewnie gdybym z taką intensywnością pisał bloga to już dawno byłbym szczebel lub dwa wyżej niż jestem. Łatwe to zdecydowanie nie jest, ale paradoksalnie bardzo odpocząłem przez ten tydzień.

Nie goniłem za pieniędzmi, terminami, zadaniami do zrobienia na wczoraj i wszystkim, co jest wpisane na stałe w mój zawód. Musiałem pracować ciężej, ale nie narzekałem na tempo mojego życia. Może dlatego, że przez chwilę poczułem się jak w tych przysłowiowych Bieszczadach?

To jest właśnie druga opcja. Rzucenie wszystkiego i wyjechanie w jakiś kawałek świata, gdzie internet nie jest podstawową potrzebą do życia. Gdzieś, gdzie to nie ilość zer na koncie wartościuje to jakim jestem człowiekiem i czy osiągnąłem sukces. W tej sytuacji to był obóz harcerski, ale równie dobrze może to być mój wymarzony Tajwan, na który tak bardzo chcę wrócić.

Te przysłowiowe Bieszczady nie polegają w moim rozumieniu na obijaniu się od rana do nocy, jedzeniu tego co się znajdzie i myśleniu, że może nas jakiś niedźwiedź nie zje, gdy będziemy nocować pod drzewem.

Bieszczady są dla mnie synonimem życia swoją pasją i kierowania się wyłączanie własnym szczęściem

Taka wizja mi się podoba. Nie chcę rzucać blogowania i próbować swoich sił w wypasie alpak. To mnie nie kręci. Nawet nie chcę wyjeżdżać w Bieszczady na dłużej, ani żadne inne konkretne miejsce. Mogę nie ruszać się z Poznania. Szczęście nie ma nic wspólnego z miejscem w jakim przebywamy. Chcę po prostu mentalnie wyjechać w te Bieszczady i przestać gnać na złamanie karku za kolejnymi złotówkami.

To mój plan na najbliższy rok. Zamierzam ruszyć z kilkoma nowymi projektami, będę zdecydowanie robić więcej niż dotychczas, ale to nie kasa będzie moja motywacją. Ona będzie dla mnie ważna, chcę mieć jej tyle, żeby nie martwić się o jutro, ani żadne niespodziewane sytuacji, ale to nie ona będzie najistotniejsza. Przy każdej następnej decyzji moim głównym doradcą będzie moje szczęście i to czy rzeczywiście chcę to zrobić. Jeśli za tym będzie stała kasa to w porządku, jeśli nie to trudno. Będzie pewnie gdzie indziej.

Istotne dla mnie jest to, że dla mnie te przysłowiowe Bieszczady są moim celem na przyszły rok. Nie jest to marzenie, bo wiem, że wtedy prawdopodobnie bym go nie zrealizował. To jest plan, który zacząłem wypełniać już jakiś czas temu, a do końca roku chcę postawić kilka jeszcze przełomowych kroków. Z każdym dniem zaczynam rozumieć to coraz bardziej. Zacząłem już realizować kolejne ciekawe projekty, które pomogą mi w dojściu do moich Bieszczad, więc nie pozostało mi nic innego jak wzięcie się za jeszcze cięższą pracę. Samo to się niestety nie zrobi…


A co z Tobą? Masz jakieś swoje wymarzone Bieszczady? Myślisz podobnie jak ja czy może najpierw kasa, a potem szczęście?

Bloguję od kilku lat, a po licznych perypetiach i dziesiątkach blogów zostałem Szklanym Samurajem. Piszę tu głównie o smartfonach, ale i inne technologiczne tematy nie są mi straszne.

View Comments

  • dwa dni temu wróciłam z Bieszczad. wziął mnie tam na stopa pewien pan, który wygląda jak typowy hipis, mieszka w samochodzie, zarabia na życie grając na gitarze w knajpach i tak jeździ sobie po Bieszczadach i zabiera autostopowiczów. tak, mentalne Bieszczady to jest właśnie to!


    • #Zazdro! Nie mam odwagi jeszcze odwagi, żeby tak złapać stopa na drugi koniec Polski i zdecydowanie nie wiem czy będę jej miał kiedyś na tyle, żeby żyć jak ten pan, ale podziwiam 😀


  • Kurcze, i ja ostatnio widziałem je z bliska (Bieszczady, nie pieniądze) 🙂
    Trzeba od czasu do czasu się zresetować. Czy to przez wypad na obóz, czy też odcinając się od prądu na chwilę – wszystko po to, by ułożyć sobie pewne sprawy 🙂


    • Właśnie widzę, że masz wpis o Bieszczadach 😉 Zaraz zabieram się za czytanie

      Reset raz na jakiś czas to zdecydowanie dobra opcja 😉


  • LieveGLieveG

    Author Odpowiedz

    Wszyscy uwielbiamy mieć pieniądze, iść do sklepu i kupić sobie całą masę ciuchów i kosmetyków (w przypadku kobiet) lub najnowszą konsolę z zestawem gier (w przypadku mężczyzn) (okej, i troszkę moim :D). Ale jeśli, żeby to zrealizować i do tego dojść trzeba się – za przeproszeniem – zarzynać, to moim zdaniem odrobinkę mija się to z celem. Czym innym jest spory nakład pracy i wielkie zaangażowanie. Ale warto wiedzieć na co można sobie pozwolić, żeby wciąż cieszyć się życiem, a nie tylko patrzeć na nie przez pryzmat pieniędzy. Mnie już chyba pozostaje tylko życzyć, żeby udało Ci się dotrzeć w te mentalne Bieszczady! 🙂


    • Dziękuje 😉 No właśnie z tym zarzynaniem się miałem duży problem i teraz muszę popracować nad lepszym balansem w życiu 😉


  • Mam nadzieję, że wszyscy kiedyś będziemy się mogli spotkać w mentalnych Bieszczadach 😉


Next Post