Underworld: Wojny Krwi to nie jest zły film. To film TRAGICZNY!
Nie jestem wymagającym widzem. Ba, średnio-ciekawa papka może się okazać dla mnie fajna, ale to co zobaczyłem w Underworld: Wojny Krwi było DUŻO poniżej tego poziomu.
Specjalista od kina ze mnie żaden, ale obejrzałem już na tyle dużo filmów, że wiem (lub wydaje mi się, że wiem) co jest dobre, co przyzwoite, a co zalatują chałą. Dziś kilka słów o przedstawicielu tej ostatniej kategorii.
Underworld: Wojny Krwi, tzn. Twój mózg będzie będzie krwawić po seansie
Muszę Ci się do czegoś przyznać, lubię proste kino. Nie kręcą mnie ambitne produkcje, które rozumiem dopiero po 15 obejrzeniu. Zdecydowanie wolę postawić na filmy, które zapewniają mi świetną rozrywkę przez dwie godziny i z takim nastawieniem poszedłem na Underworlda. Co prawda nie widziałem poprzedniej części, ale uznałem, że nie będzie to duża strata. No cóż, nie pomyliłem się. Wszystko co działo się wcześniej jest w miarę dobrze wyjaśnione i nie sądzę, żeby ktoś pogubił się w zawiłościach fabuły tej produkcji.
Niestety to jedyny plus Wojen Krwi
Dalej jest już tylko gorzej. Przede wszystkim, fabuła kuleje i to po całości. Film przypominał mi bardziej zlepek kilku (kilkunastu) scen, które jako-tako się ze sobą wiążą, niż prawdziwą produkcję. Czasem bohaterowie są w jednym miejscu, czasem w innym i tyle, bez jakiegoś większego sensu. Po prostu twórcy musieli popchnąć historię do przodu. Poza tym głupota bijąca z ich poczynań potrafi zaboleć.
Świetnym przykładem jest decyzja o wejściu do siedziby wampirów, w której zdecydowana większość osobników nienawidzi głównej bohaterki (Selene). A nie, przepraszam, dostali OFICJALNE ZAPROSZENIE, więc nic nie mogło się im stać.
Sam motyw przewodni również wydaje się tak banalny, jak tylko może być. Obydwie strony (wampiry i lykanie, tzn. wilkołaki) potrzebują krwi córki głównej bohaterki, która jest hybrydą tych dwóch ras. Nie do końca wiadomo dlaczego, ale jak ją będą mieli, to staną się niepokonani.
Fabuła fabułą, ale może chociaż…
Od razu odpowiem, NIE. W takich produkcjach historia często kuleje i byłem tego świadom przed wejściem do kina. Przeważnie wynagradza to warstwa wizualna lub wizualno-muzyczna. Tutaj muzyki nie kojarzę, a efekty specjalne chciałbym zapomnieć. Może jestem zbyt wymagający, ale scena przepoławiania wilkołaka powinna budzić zachwyt. Powinna, ale ja się prawie zaśmiałem, ponieważ jego ciało wyglądało jakby animowała je osoba, która zaczęła siedzieć w tym biznesie jakieś 3 godziny wcześniej.
Nie lepiej jest z resztą pojedynków. Nawet te stoczone przez Selene nie budzą żadnych emocji, ŻADNYCH!
No dobra, ale czy może być aż tak źle?
Cholera, może. Myślałem, że film, który wchodzi do kin, a nie jest tworem kilku studentów z budżetem mniejszym niż moja pensja, nie może być aż tak zły. Pomyliłem się. Nowy Underworld chwilami wyglądał jak parodia tej serii i to wyjątkowo nieudana. Dwóch super przeciwników, którzy cholera wiedzieć czemu są prawie nieśmiertelni, strzelają do siebie z karabinów, przyjmują każdą kulę, a gdy już są przy sobie, to warczą/krzyczą tak, że pociski wypadają z ich ciał. Aha, dzięki temu się leczą. Oczywiście wokół nich trwa regularna jatka, ale kto by się tam tym przejmował.
To tylko jeden przykład, ponieważ przy innej walce, wilkołaki nagle zostały wezwane przez swojego przywódce, więc po prostu przestały walczyć i uciekły. Nikt im nie przeszkodził, wampiry pogodziły się ze śmiercią swoich bliskich i patrzyli jak tamci biegną sobie koło nich.
Underworld: Wojny Krwi pokazuje, że twórcy mają widzów za kompletnych idiotów!
Nie chcę chamsko spojlerować tego „filmu”, ale przykładów na traktowanie widza jak skończonego debila jest sporo. Dla mnie sztandarową jest jedna z końcowych scen, gdy pojawia się Selene. Nie będę jej tutaj dokładnie opisywać, ale każdy kto ma IQ większa niż fotel w kinie domyśliłby się o co chodzi z główną bohaterką i jeziorem.
Podsumowując, ten film to skończony szajs, na którego szkoda Twojego czasu. Nawet jeśli jesteś fanem serii, to nie trać swojego czasu. Odezwij się na priv, a opowiem Ci jak się wszystko skończyło. Prawdopodobnie moja opowieść będzie bardziej emocjonująca, ale nie obiecuję. Z gówna, ciężko jest zrobić czekoladę…
P.S. Jedyny plus – Clementine Nicholson, czyli Lena. Problemem jest niestety to, że znalezienie jej zdjęcia w dobrej jakości graniczy z cudem.
View Comments
Co powinien mieć idealny smartfon dla podróżnika?
Nie jestem wymagającym widzem. Ba, średnio-ciekawa papka może się okazać dla mnie...