SzklanySamuraj.pl

Ostatnio do głowy wpadła mi myśl, że pod niektórymi względami zataczamy koło na rynku mobilnym. Dziwne jednak jest to, że sukcesorem pomysłów Sony Ericssona jest… Apple!

Moja obecna sympatia do japońskiej marki wywodzie się z tego, że przez lata stawiałem na telefony Sony Ericssona. Moim drugim telefonem był SE T610i i od tamtego czasu tylko raz zdecydowałem się na Nokię… czego żałowałem już po kilku dniach (mówimy o czasach telefonów, ponieważ smartfony miałem też innych firm). Szybko wróciłem do japońsko-szwedzkiego duetu, chociaż nie wszystkie pomysły tego producenta mi się podobały.

Świetnym przykładem jest format karty jaką trzeba było kupić. Już wtedy królowały pamięci MicroSD, ale nie w przypadku produktów tej marki. Do nich pasowały karty M2, które może i były szybsze, ale też zauważalnie droższe. Czy to było podejście proklienckie? Moim zdaniem nie, ale Sony Ericsson mógł sobie na to pozwolić, ponieważ kolejne modele były tak świetne, że bez zbędnego żalu można było przymknąć na to oko.

Nie jest to jednak jedyne unikatowe rozwiązanie, którego SE trzymało się dość długo. Kolejnym jest złącze ładowania i to właśnie pod tym względem Apple przypomina mi ten japońsko-szwedzki duet!

Na głównym zdjęciu widzicie Sony Ericssona K850i, który pokazuje to „applowskie” podejście do rynku. Na dole było jedno złącze przez które zarówno można było podłączyć ładowarkę, jak i słuchawki. W niektórych modelach były zasilacze mające w sobie kolejne takie złącze, przez co można było i ładować telefon i słuchać muzyki. Oczywiście były również przejściówki zmieniające ten port na standardowego minijacka.

Szczerze mówiąc nie wiem czemu SE miało takie podejście, ponieważ już wtedy było ono nieco nielogiczne. Nie pamiętam również czemu jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ niemal każdy mój telefon z tamtych czasów był tej samej marki. Chyba ostatnio stałem się taki wybredny/marudny, ponieważ we wpisie o 3 rzeczach, które musi mieć mój następny telefon, jednym z nich był minijack.

Pewnym ratunkiem były nowsze produkty, które nadal miały to dziwne i cholernie niepraktyczne złącze do ładowania, ale jednocześnie dostały w końcu małego jacka, więc można było używać normalnych słuchawek bez żadnych przejściówek.

Paradoksalnie, SE K850i, o którym wspominałem wcześniej również był nieco przełomowy, ponieważ oprócz obsługi kart M2, można było w niego wsadzić MicroSD.

Podsumowując te moje technologiczne wynurzenia chciałbym napisać dwie rzeczy.

Po pierwsze, SE było w pewnym stopniu Apple’m, tylko tamtych lat. Miało swoje podejście do niektórych spraw i ani głosy użytkowników, ani rozsądek przez długi czas tego nie zmieniły. Powód był prosty – i tak klienci kupowali te telefony. Tak było wtedy u SE, tak jest i teraz w przypadku amerykańskiej firmy.

Drugim moim wnioskiem po tym tekście jest to, że może jednak trochę przesadziłem ze swoim wpisem, że mój następny telefon musi mieć złącze słuchawkowe. Jest to bardzo ważne i przydatne, ale czy rzeczywiście bez tego telefon byłby dla mnie szrotem? No nie do końca. Z takiego HTC U11 korzystało mi się bardzo przyjemnie, a minijack byłby po prostu jednym z wielu plusów tego urządzenia. Tak, często – szczególnie na początku – przeklinałbym brak tej małej dziurki, ale czy po kilku tygodniach/miesiącach nie przyzwyczaiłbym się do tego?

Nie wiem, ale może przekonam się i to sprawdzę…

Wszystko zależy od tego co pokaże Sony. Jeśli nadchodzące urządzenia nie przekonają mnie do siebie, moim następnym telefonem może zostać coś od Apple. Kto wie, może przez te głupie rozwiązania poczuję się jakbym znowu miał coś od SE?

Bloguję od kilku lat, a po licznych perypetiach i dziesiątkach blogów zostałem Szklanym Samurajem. Piszę tu głównie o smartfonach, ale i inne technologiczne tematy nie są mi straszne.

View Comments

There are currently no comments.

Next Post