SzklanySamuraj.pl

Żyjemy w czasach gloryfikowania zwycięzców oraz pomijania przegranych… pomówmy więc o mojej porażce i pewnym końcu dla tego bloga.

Nie mogę napisać, że bloguję od kiedy tylko pamiętam, ponieważ nie była to prawda, ale trochę tak się czuję. Przez kilka ostatnich lat, pisanie pamiętniczka w internecie mocno mnie ukształtowało i nie przesadzę jeśli powiem, że zmieniło moje życie o 180 stopni. Większość decyzji zawodowych oraz bardzo wiele prywatnych było podyktowanych właśnie blogowaniem, więc tym trudniej jest mi powiedzieć, że…

Mój blog okazał się porażką.

Zanim wyjaśnię nieco szerzej o co mi chodzi i opowiem Wam trochę o moich planach, posłuchajcie o historii bloga, żebyście zrozumieli czym dla mnie jest Szklany Samuraj.

Blogować zacząłem ponad 6 lat temu i przez ten czas miałem bardzo wiele pomysłów na to jak powinno wyglądać moje „JA” w sieci. Na początku pisałem o wszystkim, zaczynając od recenzji pizzy, przechodząc przez rozprawkę o tym jak super jest płyn do kąpieli dla dzieci tylko z logiem Juventusu, a kończąc na dość prostych tekstach technologicznych. Potem skupiłem się na smartfonach i przy okazji zahaczyłem o kilka redakcji technologicznych. To dość szybko zamieniło się z mój sposób na życie przez ponad 2 lata.

Teraz mogę Wam powiedzieć, że zarabiałem raczej słabo, pisałem raczej dużo i karmiłem się głównie satysfakcją oraz wiarą, że to moja trampolina do zostania blogerem technologicznym pierwszej klasy. Cały czas przecież pisałem też u siebie, więc kwestią czasu było to, że czytelnicy przyjdą i do mnie, a potem będę tak łakomym kąskiem dla dużych firm, że z pisania w sieci zacznę zarabiać gruby hajs. To był mój główny cel i pomysł na życie.

No cóż, nie udało się…

Żebyście mnie tylko źle nie zrozumieli. Ja sobie BARDZO cenię wszystkie redakcje, w których pisałem i do nikogo nie mam pretensji. U kogoś zawsze szło mi całkiem dobrze i poza kilkoma wpadkami byłem raczej wartościowym członkiem redakcji (chociaż nie mi to oceniać). Problemem było to, że moje blogowanie stało w miejscu.

Łącząc fakty (brak kokosów z pisania u kogoś i kompletne zero hajsu z mojego bloga/blogów) doszedłem w końcu do wniosku, że muszę z tym skończyć. No dobra, nieco burzliwiej to wyszło i złożyłem wypowiedzenie w trybie pilnym, ale w sumie jakoś specjalnie mnie to nie zabolało. Po kilku latach bycia blogerem na pełen etat zostałem na chwilę bezrobotnym.

Nie trwało to długo, dość szybko coś znalazłem, ale w następnej pracy nie wytrzymałem nawet 4 miesięcy. Nie dałem rady, więc znowu chwilowe bezrobocie i po jakimś miesiącu trafiłem do miejsca, gdzie jestem do teraz. Nic mi o tym nie wiadomo, żebym miał na razie gdzieś uciekać, więc pewnie jeszcze zabawię w tej firmie przez jakiś czas (jak Was tak bardzo interesuje, gdzie teraz pracuje, możecie to podejrzeć na moim prywatnym profilu).

Nieważne co się działo, ja cały czas blogowałem…

Koniec jednak o mojej drodze zawodowej, ponieważ nie po to Was tutaj zebrałem. Nieważnie co robiłem w życiu, cały czas blog był gdzieś obok. Czasem na drugim, czasem na pierwszym miejscu, ale nigdy z niego nie zrezygnowałem dłużej niż na 2 tygodnie.

Miałem oczywiście lepsze i gorsze chwile. W zeszłym roku w końcu myślałem, że znalazłem sposób na sukces, ponieważ Szklany Samuraj zaczął całkiem fajnie rosnąć. Nie były to może jakieś spektakularne liczby, ale te kilkadziesiąt procent więcej czytelników z miesiąca na miesiąc było dla mnie czymś zadowalającym.

Miało to też swoją mroczniejsza stronę i tutaj przechodzimy do kluczowego fragmentu tego wpisu.

Ciągłe wzrosty były zasługą bardzo częstych wpisów i postawienia na technologie (to akurat powinienem zrobić dużo wcześniej!), a nie pisania o wszystkim. Z zewnątrz wyglądało to całkiem przyjemnie, ale nie ma róży bez kolców.

Przede wszystkim stałem się bardzo nieznośny i chociaż twierdziłem, że zdaję sobie z tego sprawę i kontroluję to, tak nie było. Blogowanie stało się moją obsesją i WSZYSTKO ustawiałem pod bloga. Gdy moi najbliżsi czegoś ode mnie potrzebowali, ja często odpowiedziałem „Nie mogę, bo MUSZĘ pisać!”. Praktycznie wszystkie przeliczałem na to ile mogę napisać.

Uwielbiam spotkania ze znajomymi, ale po nich często czułem się źle, ponieważ zamiast bawić się przez kilka godzin, mogłem pisać.

Ponadto zacząłem stawiać sobie coraz ambitniejsze cele, których W ŻADNYM WYPADKU nie byłem w stanie spełnić, przez co podkopywałem swoją pewność siebie i zadowolenie z życia. Prowadziło to do tego, że pisałem często po nocach i spałem po kilka godzin. Przez długi czas dla mnie normą było to, że spałem jakieś 4/5/6 godzin, potem szedłem na ponad 11 do pracy, wracałem i znów siadałem do bloga. Szedłem spać koło 3, wstawałem koło 8 i tak w kółko. Odsypiałem w dni wolne, ale gdy za długo odpoczywałem, znów sam siebie opierdzielałem w duchu, że nic nie robię, a mógłbym pisać.

Błędne koło, ponieważ chciałem pracować jeszcze więcej, ale organizm już nie dawał rady, co źle wpływało na moją samoocenę.

Byłem coraz bardziej zmęczony i fizycznie i psychicznie, a stres zaczął mnie zjadać.

Gdy na początku tego roku statystyki przestały rosnąć, a zaczęły spadać było jeszcze gorzej. Chciałem robić coraz więcej, a coraz mniej dawałem radę. Długo udawało mi się to tak ciągnąć, ale niedawno powiedziałem sobie dość.

Blogowanie stało się dla mnie trochę przykrym obowiązkiem, a nie zajawką, w której mogę podzielić się swoimi przemyśleniami z innymi pasjonatami. Kiedyś pisałem jak miałem chwilę, a teraz nie mam chwili dla siebie, ponieważ MUSZĘ pisać.

No właśnie, w moim blogowaniu słowo „chcę” zostało zastąpione przez słowo „muszę”, a tak być nie może. Tylko w mojej głowie czułem obowiązek, że mam napisać coś nowego, chociaż ani Wy, ani nikt inny tego ode mnie nie oczekiwał. Tylko ze względu na statystyki oraz niespełnianie swoim planów i oczekiwań tak czułem, a to jeszcze bardzo potęgowało uczucie, że…

Mój blog jest porażką!

I wiecie co? Kiedyś broniłbym się przed takim stwierdzeniem, ponieważ dzisiejsze czasy są stworzone dla zwycięzców, tak teraz mam to gdzieś. Patrząc całkowicie obiektywnie, to ani nie mam ogromnej rzeszy fanów, ani na tym nie zarabiam, ani nie dokonałem niczego ważnego swoim blogiem, więc dla mnie jest to porażka. W końcu bloguję już prawie 7 lat i często lepsze wyniki mają blogerzy po roku pisania.

Czasem po prostu trzeba powiedzieć sobie dość.

Blog idzie w odstawkę!

Spokojnie, nie tak całkowicie! Bloga w najbliższym czasie chcę mocno ograniczyć i zostaną na nim tylko serie, które sprawiają mi przyjemność, czyli „Czy Warto kupić?”, „Smartfonowy Stock” oraz „#TechBonMot”. Lubię bawić się nowymi gadżetami, lubię je fotografować i lubię pisać opowiadania. Czasem mogę zrobić wyjątek, ale z założenia wszytko co nie mieści się w tych ramach będzie trafiać albo na FanPage albo na Youtube. Dodać też muszę, że teksty nie będą się pojawiać regularnie, ponieważ pisania spada na dalszy plan. Codziennie będę na Facebooku.

No właśnie, wygląda na to, że chyba zostanę w większym stopniu YouTuberem, ponieważ nie zajmuje mi to dużo czasu (nie montuje swoich filmów i na razie raczej tego nie zmienię), a często mogę w taki sposób nieco lepiej wyrazić emocje, które mi towarzyszą. Nie aspiruję do bycia poważnym Tech Vlogerem, który ma profesjonalną kamerę i jakość rodem z Hollywood’u. Ja chcę się po prostu dzielić tym co mnie cieszy i tym co mnie wkurza na rynku technologicznym.

Na mojej tajnej grupie obiecałem też coś jeszcze…

I tam niedługo zdradzę nieco więcej o dalszych planach!

Dla Was, czyli czytelników Szklanego Samuraja ważne jest to, że teraz będę regularnie tylko na Facebooku, a cała reszta to dodatek.

No dobra, jeszcze na Instagramie: @TechKonrad oraz @SamurajKonrad

Dodać jeszcze muszę, że wiele planów jest niesprecyzowanych i dałem sobie czas na ich ogarnięcie do końca roku. Możliwe, że nazwa Szklany Samuraj w ogóle zniknie z sieci, może po prostu bloga nie będzie, a może stanie się coś jeszcze innego. Zobaczymy!


Chciałbym na końcu dodać również, że jestem osobą pewną siebie i nie miałem przez bloga żadnych poważnych chorób. Blogowanie kosztowało mnie po prostu sporo stresu i odrobinę zdrowia. Po prostu nie mogę sobie pozwolić, żeby inwestować cały swój czas wolny w coś, co nie przynosi mi żadnych korzyści, a zamiast przyjemności, stało się obowiązkiem!

Ten tekst jest tak szczery, jak tylko udało mi się to ubrać w słowa. Możemy się umówić, że jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej, dajcie znać, a ja postaram się wytłumaczyć to najlepiej jak umiem.


Zdjęcie: Jack Sharp (Unsplash)

Bloguję od kilku lat, a po licznych perypetiach i dziesiątkach blogów zostałem Szklanym Samurajem. Piszę tu głównie o smartfonach, ale i inne technologiczne tematy nie są mi straszne.

View Comments

There are currently no comments.

Next Post