SzklanySamuraj.pl

Patrząc na rozwój współczesnych gadżetów jestem pewien, że za kilka miesięcy zostanę trenerem Pokemonów, Saiyaninem lub superbohaterem. Gry i bajki staną się rzeczywiste!

Dawno, dawno temu, gdy szczytem wirtualnej rozrywki były komputery na kasety i konsole na kartridże zaczęły rodzić się legendy. Pojawiały się wtedy gry oraz bajki, na które z wypiekami czekało się po obiedzie. Sam miałem kilka takich tytułów, a pokolenie dorastające w latach 90-siątych niemal jednomyślnie wyróżni Dragon Balla. To właśnie przez niego – lub dzięki niemu – o 16 podwórka stawały się puste, ponieważ zdecydowana większość dzieciaków siedziała przed telewizorem. Ta „bajka” była tak dobra, że na wycieczce do Zakopanego wszyscy chłopacy wstawali o 7 rano, tylko po to, żeby zobaczyć powtórki z poprzedniego dnia. Dzieciaki. Same z siebie. Na wycieczce. O 7:00!

Chyba rozumiecie o co mi chodzi, ale ja nie o DB.

Oprócz Smoczyk Kul były chociażby Pokemony, które nie tylko przykuwały do telewizora, ale także do monitorów. Sam nie miałem w tamtych mrocznych czasach GameBoy’a, ale emulatory nie były niczym złym – a tak przynajmniej sądziliśmy ze znajomymi – i dlatego na PC-tach każdy miał odpowiedni program oraz całą serię z przygodami trenera dziwacznych stworków. Powiem tylko tyle, że jeśli miałem na 8:45, to zdarzało mi się grać ze znajomymi jeszcze przed szkołą. Spotykaliśmy się u jednego i walczyliśmy na zmianę. Po lekcjach też.

Piszę o tym, ponieważ… A zresztą sami zobaczcie:

W tym roku na smartfonach z Androidem oraz iOS-em pojawi się gra, która będzie wykorzystywać prawdziwy świat, jako arenę do walki. Nie wiem co Wy o tym sądzicie, ale ja na pewno spróbuję swoich sił jako trener Pokemonów. Na Hogwart jestem już za stary, to może chociaż tutaj mi się uda, ale to nie Pokemony zainspirowały mnie do napisania tego tekstu. Zrobiła to inna bajka, YuGiOh!

Nie wiem czy kiedykolwiek śledziliście przygody młodego bohatera walczącego z przeciwnikami za pomocą innych wymyślnych stworów (jakżeby inaczej!). W tym przypadku były one ukryte w kartach. Ja – sam trochę nie wiem czemu – wciągnąłem się w ten świat niesamowicie, mimo iż oglądałem na początku bajki… po niemiecku. Moje słownictwo w języku Orków (no co, przecież sami wiecie, że on tak brzmi!) nie jest zbyt bogate, więc nie rozumiałem ani słowa. To były jeszcze mroczne czasy bez internetu, więc nie miałem nawet gdzie sprawdzić o co chodzi w tej bajce, jakie są zasady walk oraz kto jest największym dupkiem. Wszystkiego musiałem się domyślać, ale mimo bariery językowej jakoś mi się udało. I tak w sobie pielęgnowałem tą pasję, aż doszedłem do następnego poziomu:

WP_20160113_13_11_50_Rich

Od razu muszę zaznaczyć, nigdy nie byłem dobry w tę karciankę. Kart miałem niewiele, a kupowałem je bardziej kolekcjonersko niż do gry. Czasem zdarzało mi się próbować swoich sił w sieci, a na żywo zagrałem tylko raz. Była zima, raczej dość mroźna, bo pamiętam, że było sporo śniegu. Ja pojechałem na drugi koniec Poznania i godzinę czekałem na kogoś do gry. Przyjechali. Dwóch gimnazjalistów z dziewiczym wąsem (ja wtedy byłem na magisterce, albo jakoś tak), którzy na dodatek sprali mnie na kwaśne jabłko. Oczywiście w karciance. Potem co najwyżej dalej oglądałem kolejne sezony tego anime i czytałem co się dzieje na polskiej scenie dotyczącej tej gry. Nigdy nie byłem w nią dobry i nigdy nawet nie próbowałem, ale…

Podobnie jak z Pokemonami poczułem, że chciałbym zostać graczem

Tylko nie jakimś nerdem z dziewiczym wąsem, który z pamięci recytuje opisy wszystkich wydanych kart, ale bardziej jak te postacie z anime. Do bólu stereotypowi. Dzielni, prawi, silni. I właśnie o tym sobie przypomniałem, gdy przeczytałem, że gra YuGiOh ma trafić na smartfony. Niestety to nie jest pierwsza taka produkcja, a poprzednie są bardzo przeciętne. Ta pewnie też taka będzie, ale zanim się o tym dowiedziałem już wracałem z piwnicy niosąc w ręce moją małą kolekcję.

Cały czas miałem nadzieję, że taka gra działałaby podobnie jak Pokemon GO. Chodziłbym po świecie ze swoją wirtualną talią, a gdy spotkałbym przeciwnika to mógłbym się z nim zmierzyć. W anime były specjalne areny, które umożliwiały taką walkę, a potem dodano gadżety na rękę je zastępujące. Smartfon jest właśnie takim dodatkiem, dzięki któremu świat prawdziwy i ten wirtualny mogą się przenikać. Jestem przekonany, że w tym roku – wraz z rozwojem wirtualnej rzeczywistości – będzie więcej takich tytułów. Najpierw Pokemony, potem może YuGiOh, a poza tym kto wie?

Mamy piękne czasy, gdy gry stają się rzeczywistością

Za kilka miesięcy będzie można zostać władcą wirtualnych potworów czy armii żołnierzy. Ograniczać nas będzie jedynie wyobraźnia, ponieważ Pokeomny to dopiero początek. Jestem przekonany, że będzie można zostać średniowiecznym rycerzem walczącym o swoją księżniczkę z innymi wojownikami, Saiyaninem, czarodziejem czy też superbohaterem. Bedzie można zostać kim się tylko zapragnie, a wystarczy założyć specjalne gogle lub po prostu okulary. Ewentualnie wystarczy smartfon.

Nie wiem jak dla Was, ale mi ta wizja wydaje się świetna. W końcu będę mógł spełnić marzenia z dzieciństwa, które jeszcze kilka lat temu były tak samo realne, jak lot w kosmos. Tylko czy wtedy nie będziemy woleli większości naszego życia spędzać w grach?


A jeśli wpis Ci się spodobał i chcesz być na bieżąco to zostaw lajka. Dzięki!


Źródła: Pokemon, YuGiOh! / Zdjęcie: Ruslan Solntsev

Bloguję od kilku lat, a po licznych perypetiach i dziesiątkach blogów zostałem Szklanym Samurajem. Piszę tu głównie o smartfonach, ale i inne technologiczne tematy nie są mi straszne.

View Comments

There are currently no comments.

Next Post